Kredyt hipoteczny
Aktualizacja: 2007-07-27
Kupiliśmy kiedyś mieszkanie. Zanim jednak weszliśmy do swojego domu, ze wszystkimi gratami, minęło trochę czasu i nerwów, a najwięcej pieniędzy. Postaram się opowiedzieć, jak do tego doszło, a także wszystkie formalności związane z zakupem mieszkania, oraz otrzymaniem kredytu hipotecznego oraz ubezpieczeniem mieszkania. Czyli jak zamieszkać u siebie i nie osiwieć.
A więc tak, na początek jakiś plan, czyli co po kolei, (a czasami wręcz jednocześnie) trzeba było robić, mieć, dostarczać…
1. Wstępne rozeznanie na rynku mieszkaniowym
2. Wstępne rozeznanie w kredytach bankowych
3. Poszukiwania kredytu
4. Poszukiwania mieszkania
5. Umowa przedwstępna i inne papiery
6. Przyznanie kredytu
7. Umowa główna
8. Przekazanie pieniędzy
9. Dodatki i znów papiery
1) Rozeznanie na rynku
Cóż, zaczęło się. Wpierw ustaliśmy jakie warunki miałoby spełniać nasze mieszkanie, aby się nam podobało. Niestety ilość pokoi została brutalnie zredukowana ze względu już szalejących cen za metr kwadratowy. Dodatkowym warunkiem było, aby mieszkanie nadawało się od razu do zamieszkania, więc skreśliliśmy od razu rynek pierwotny, a także mieszkania przeznaczone do remontu. Stanęło na dwóch pokojach o powierzchni mieszkaniowej około 50m2
Przeszukiwanie prasy lokalnej (anonse) oraz w internecie (anosne 🙂 , gratka, interia) A także prasa specjalistyczna (darmowe gazetki o nieruchomościach) Obdzwanianie (sporo mieszkań było zajętych już w ten sam dzień od ukazania się ogłoszenia. Popyt był duży. Odwiedziliśmy łącznie 4 mieszkania. Rozrzut w „jakości” mieszkań był dosyć spory. Istotną cechą była lokalizacja, gdyż stawialiśmy na zaspe, przymorze, żabiankę, ostatecznie wrzeszcz lub oliwę. Spokój okolicy (dalej od drogi i tramwajów) , trochę zieleni. Ogólnie byliśmy wybredni, no ale na kilka latek mieliśmy osiąść. Nie miałem najlepszych doświadczeń z agencjami nieruchomości, które miały do zaprezentowania 2 mieszkania. Po przedstawieniu szczegółowiej warunków poszukiwań, Panie nie odezwały się już wcale. Koszt użycia agencji to 2.5% netto od wartości mieszkania. Raz już nawet mieliśmy adres przedstawianego mieszkania (bo panie w biurze, miały bałagan, i dostaliśmy dokładny adres, zanim podpisaliśmy umowę) kobieta była bardzo zaniepokojona tym, że mamy adres, i możemy sobie obejrzeć mieszkanie sami, bez jej prowizji. Ale mieszkania i tak nie wybraliśmy. Było zbyt blisko torów kolejowych.
W końcu znaleźliśmy interesujące mieszkanie.
Kredyt czas wziąść, ale gdzie. Pochodziliśmy po kilku bankach, bardzo często spotykając się ze stwierdzeniem, iż z takimi zarobkami, to nawet nie mamy o czym rozmawiać. Były różne opcje, branie kredytu razem, z rodzicami (tu haczykiem często był wiek rodziców, który ograniczał czas na jaki można wziąść kredyt). Słyszałem wtedy o Open Finance oraz o Expanderze. DNL był tam, zapłacił 100zł (które ponoć zwracają, chyba po zakończeniu procedury kredytu) i nic z tego nie. Dodatkowo zanim podpisano jakieś papiery, wszystkie informacje zostały pokazane na monitorze, i można było samemu się o wszystko starać (choć gdzie tu sens). Zadzwoniłem do Open. Umówili mnie na spotkanie. Pierwsze spotkanie, to określenie celów i możliwości. Najlepiej się do tego przygotować, a więc, przypomnieć sobie: czy spłaca się jakieś raty (najlepiej nie spłacać) czy ma się jakieś karty kredytowe (nie mylić z debetowymi), szczerze powiem, iż zrozumiałem iż lepiej nie mieć kart kredytowych, bo to obniża zdolność kredytową. Chyba chodzi o to, iż można zaciągnąć na takiej karcie kredyt, i nie mieć z czego spłacać kredytu mieszkaniowego. Oszacować miesięczne wydatki na mieszkanie (lepiej mieszkać z rodzicami) na telefon (lepiej mieć telefon na kartę, niż na abonament). Po kilku dniach była odpowiedź, kredyt będzie udzielony, wybrany został bank BGŻ (nadal go nie lubię) podpisywanie papierków. W tym czasie musiałem sam troszkę się postarać. Trzeba było podpisać umowę wstępną (o ile się nie mylę, to ona musiała być podpisana jeszcze przed decyzją kredytową, albo po – nie pamietam – na spotkaniu o tym powiedzą). Z tą umową przedwstępną to też jest niezły numer, a przynajmniej w moim przypadku. Nie wiedziałem że daje się zadatek. No cóż, pierwszy raz kupowałem mieszkanie, i nikt mi o tym nie powiedział. Co się okazało, to nie jest 100zł, nie nawet 1000zł, ale od 10 – 20% mieszkania. Tyle chcą podczas podpisania umowy przedwstępnej. Należy ją mieć w dwóch egzemplarzach (można je znaleźć na necie) Wpisane muszą być nr dowodów i im więcej danych tym lepiej. Określić należy kiedy sprzedający otrzyma pieniądze, jakie są konsekwencje zerwania umowy przedwstępnej. Czy mogą wystąpić opóźnienia, kiedy sprzedający opuści lokal.
W tym czasie trwało załatwianie kredytu. Bank żądał dokumentów własności gruntu od spółdzielni, na szczęście większą część roboty załatwia Open Finance. Notariusza też by załatwili, ale notariusz (dziwne) z powodu długiego weekendu się wypiął i musiałem zorganizować innego. Bardzo ważne co mi się właśnie przypomniało. Terminy są ważne, lepiej wszystko wcześniej zaplanować, aby nie mieć niespodzianek, bo w najgorszym przypadku, straci się zaliczkę, kredyt cofną i zostanie się bez mieszkania. U notariusza trochę pieniędzy się płaci, 2% podatku i inne opłaty. Lepiej się na to również przygotować. Nie każdy bank (bankomat) możne wypłacić od razu dużą kwotę pieniędzy. Mi się udało dokonać przelewu online u notariusza, i było po sprawie.
Ciekawą sprawą również w braniu kredytu walutowego jest kurs. W moim przypadku cena waluty była wyższa w chwili uzyskania kredytu, niż w chwili jego uruchomienia (wypłaty środków), różnicę musiałem dopłacić z własnej kieszeni, w tym przypadku było to prawie 4 tysiące…no comment
Bank (przynajmniej BGŻ) nie wypłaca pieniędzy do ręki (jak się dowiedziałem, biorący kredyt nawet nie widzi tej gotówki), a zakłada nieoprocentowane konto dla sprzedającego, z którego idzie przelew na jego własne konto. Mój sprzedawca, chciał gotówkę. Bank musiał przygotować się na taką wypłatę, co również powodowało niepotrzebne nerwy, gdyż taka operacja trwa, a każdy dzień, to opóźnienie i możliwość rozwiązania umowy.
Podczas podpisania umowy kredytowej, trzeba mieć weksel (durnota) i przy okazji człowiek dowiaduje się o dodatkowych opłatach (na szczęście nie wysokich)
Od momentu podpisania umowy, trzeba jeszcze załatwić ubezpieczenie mieszkania i cesję umowy (jej podpunktu dotyczącego ubezpieczenia mieszkania (jego murów) od zalania i pożaru) na bank, warto ubezpieczyć wtedy mieszkanie w całości, z rozważnym doborem tego co się chce ubezpieczyć. Okazało się, iż w Hestii ubezpieczenie mieszkania od zalania, nie jest równoznaczne z ubezpieczeniem od zalania farby leżącej na ścianach w tym mieszkaniu.
Co jeszcze się dzieje? Warto, a wręcz należy ze sprzedającym objechać kilka miejsc, takich jak zakład energetyczny, gazownię, telekomunikację, spółdzielnię aby przepisać umowy (we wszystkich przypadkach, następowało rozwiązanie umowy ze sprzedającym, i zawarcie nowej ze mną) W zakładzie energetycznym trzeba określić na jakim poziomie będzie zużycie energii, więc można się dowiedzieć u znajomych czy rodziny jak to średnio wygląda.
Miałem oczywiście stresa z zameldowaniem. Sprzedający był zameldowany w momencie gdy kupowałem mieszkanie, w spółdzielni nie było zaległości. Wymeldowanie jednak szybko nastąpiło, po czym ja mogłem się zameldować spokojnie na naszym mieszkaniu.
To chyba tyle, ile pamiętam w tej chwili z całego tego kupowania mieszkania. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, to zapraszam, albo w komentarzach, albo prywatnie.