Deszcz, od kilku dni praktycznie non stop pada deszcz. Gdy uda się wyjść suchą nogą z domu, dobrze, że deszcz padający na pazłotko doprowadza Madę do snu. Gdy deszcz miasto ogarnia – nie ma chwili ojciec wytchnienia.
Spotkaliśmy pewnego dnia Coś. Nie umiem określić czy to był kaczor, czy kaczucha. Jeśli przyjąć od właścicielki to kaczucha, uroczo przemykała przez miasto, świecąc żółtym kolorem wśród szarości dzielnicy. Mada ma swoją kaczuchę w wanience, a właściwie na wanience. Naklejka – która dosyć często prowokuje Madę do ataków – kiedyś na pewno uda jej się ją „przytulić”.
Sam na spacerach nie jestem, wśród tłumów matek, babć, nianiek przemykają po cichu ojcowie i dziadkowie. Wszyscy przygaszeni, ale dumni, że z zaufaniem (choć pewnie i troską) wypuszczono ich na miasto z dzieckiem. My z Madą ich mijamy, gdy nie śpi czujnie ich obserwuje, gdy śpi, ja tylko lekko uśmiecham się – nie jestem sam.