W sumie samego Pana to się nam nie udało spotkać, ale jego muzykę, a właściwie jego symbolikę… Podobają mi się takie innowacje, takie spontaniczne niespodzianki, człowiek idzie, spodziewa się, będzie woda, w niej ryby, na niej kaczki i łabędzie – a tu… proszę, nutki niczym żaglówki na wietrze.

Jedyne co mi w tej chwili brakowało, to dźwięki muzyki, jakiejkolwiek klasycznej muzyki, które wydobywając się z drzew uzupełniłyby ten sielski widoczek.

Niestety muzyki nie było, lecz długo nie trzeba było czekać.

Mada uparcie zwiedzała – co jest zrozumiałe – pierwsza wizyta w parku od jakiś 2 miesięcy. Gdy zaczynało kropić, pełnia życia i nowe zajęcie – tak pyrtać pyrtkami aby zrzucić osłonę przeciwdeszczową. Niestety osłona stawiała zacięty opór. Deszcz się nasilał… z pierwszymi grzmotami  – Mada usneła. Więc spacerowaliśmy w deszczu – ona śniąc – ja brodząc w sandałkach w wodzie spływającej strumieniami ścieżkami parkowymi. No ale nie narzekajmy – prysznic, w środku miasta, za darmo, po takich gorących dniach – marzenie.

Parku opustoszał, pod drzewami ludzie skupieni, przytulali się do siebie, aby tylko nie zmoczyć się. Mimo że sporo z nich już mokra od potu. Ale gdzie tam, woda o tej porze dnia…. to dla niektórych bluźnierstwo.

Co jeszcze w parku? Galeria zdjęć przyrody polskiej – głównie zwierzęta, niektóre zdjęcia muszę przyznać całkiem przyjemne dla oka. Polecam obejrzeć. A tak po za tym to nic nowego – i może dobrze, bo stare też jest dobre. Jest gdzie pochodzić, jest gdzie usiąść, odpocząć.