Na samochód potrzebne prawko, na rower również, nie wspominając już o samolocie. A komputer? traktowany jako zwykły przedmiot domowy, niczym mikser lub krajalnica do chleba. Nikt nie uczy nas posługiwać się nim, w sklepie dostaniemy kilka wskazówek, najczęściej specem od komputera jest syn/córka lub kuzyn, który również kilka lekcji da.. ale czy to wystarcza?

Jaki ma Pan/Pani system operacyjny? Czy może Pan/Pani otworzyć stronę? Jakąkolwiek… Takie pytania dosyć często wprawiają słuchaczy w konsternacje, w słuchawce słyszę ciszę. Chwila rozmowy i już wiem, jaki Windows… i albo rozmówca zaufa mojej wiedzy i pozwoli się ciągnąć jak po sznurku przez szereg tajemniczych operacji w komputerze, albo stwierdza „ja się nie znam, poczekam aż syn/córka przyjdzie ze szkoły”. Na takich ręcę opadają, ale ich strata, jeśli nie chcą się nic więcej nauczyć.

Jakie są najstraszniejsze przypadki?

Moim ulubionym jest wyłączone połączenie lokalne. Lub odłączony kabel sieciowy. Dowiaduje się o tym po 5-10 minutach rozmowy, jeden  – dwa kliki i już jest internet, ale ile nerwów i szukania. Ostatnio zajęło to trochę dłużej.. a dlaczego? Widok wyświetlania ikonek był zmieniony, i nie wyświetlał komunikatów odnośnie danego połączenia. Po zmianie widoku na bardziej przyjazny dla oka, podający więcej informacji, naszym oczom (a właściwie Pani po drugiej stronie telefonu) komunikat o odłączonym kabelku. Chwila grzebania przy gniazdkach, i internet po dwóch dniach znów „był”.

Co jeszcze? wiele tego, nie wszystko człowiek pamięta. O.. proszę otworzyć stronę.. Jaką? Jakąkolwiek…Ale gdzie?…No w przeglądarce.. w czym? No tam gdzie otwiera Pan/Pani strony. Otwieram w internecie. No tak, ale gdzieś trzeba przecież wpisać adres. Nie, ja nie wpisuje… klikam tam od razu. No a gdzie Pan/Pani klika… w Internecie.. (ręcę by mi dawno już opadły, gdybym ich nie trzymał na klawiaturze) No to proszę w internecie kliknąć, ale jeśli mogę mieć prośbę proszę opisywać co Pan/Pani po kolei robi. A więc, odszukuje na ekranie te niebieskie „e” klikam na nim, i już wchodzę do internetu. O już jest. Otworzył się. Dziękuje…

Pozostawię to bez komentarza.

Wielu zarzuci mi zaraz, że ludzie nie rodzą się informatykami. I Bogu dzięki. Informatycy to zgraja leni, którzy wprowadzają więcej zamieszania niż trąba powietrzna i po nich jest podobny koszt. Ale jak się kupuje magnetowid (dvd) to człowiek domyśla się jak to ma działać. Ale komputer nie jest taki prosty. Nie wystarczy tylko klikać na ekranie niebieskie ikonki. O komputer trzeba dbać, bo to może być groźne narzędzie. Które może stać się przyczyną wielu kłopotów, nie tylko dla posiadacza, ale również dla całej sieci do której ów komputer jest przyłączony. Wystarczy wspomnieć wirusy, które rozsiewają się po sieci LAN, lub spamie, wysyłanym nieświadomie z komputerów beztroskich użytkowników.

Ech. nie chce mi się więcej o tym pisać. Jutro poniedziałek, kolejny dzień walki… Na szczęście zdarzają się ludzie, którzy za 30 minut walki o ich internet podziękują miłym słowem. I nie ma że to obowiązek. Obowiązek jest spełniony, sygnał dostarczony, a że nie ma komputera aby go odebrać, to już nie mój problem. Na szczęście dla wielu, mamy inne podejście i potrafimy przegadać wiele minut aby uradować człowieka faktem, że „sam” uruchomił sobie internet.

Niedługo ciąg dalszy…